Spis treści
Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie wczorajsza rozmowa z moim prawie sześcioletnim synem.
Wrócił uradowany z przedszkola i oznajmił:
– Był dzisiaj u nas Mikołaj!
– No i jak? Opowiadaj! Zaśpiewaliście mu tę piosenkę, której się ostatnio uczyliśmy?
– Noooo… nie zdążyliśmy. Zostawił nam prezenty i uciekł.
– Opowiesz mi o tym? Przyszedł i co było dalej?
– Michał zapytał go, czy przyjechał saniami. A on powiedział, że sanie mu się popsuły i przyjechał furą. BUGATTI!!!! Ro-zu-miesz???!!!
– I co było dalej?
– Poszliśmy do okna, żeby zobaczyć Bugatti. Nigdy nikt nie widział takiej fury. Ale chyba zaparkował z drugiej strony, bo nie było nic widać. A Panie nie pozwoliły nam wyjść, żeby zobaczyć.
– OK. Inne dzieci też chciały zobaczyć auto Mikołaja?
– Tak! Potem Asia powiedziała, że Mikołaj to ściema. A Adelka, że Mikołaj już dawno umarł. A Kostek powiedział, że jego tata powiedział, że każdy może być Świętym Mikołajem. Wystarczy chcieć.
– A co na to Panie?
– Pani Ania robiła zdjęcia a pani Ola powiedziała, że Mikołaj przychodzi tylko do grzecznych dzieci. I Janek zaczął krzyczeć, że nie ma takiego słowa jak grzeczne dzieci i że wszystkie dzieci są grzeczne, tylko każde inaczej.
– Taaak, nasze przedszkolaki potrafią być wyjątkowe… – pomyślałam
-I Mikołaj zostawił prezenty i poszedł. Patrzyliśmy czy Bugatti będzie jechało, ale nie jechało… Pewnie pojechał w drugą stronę. A ten Mikołaj to chyba naprawdę ściema, bo wczoraj na angielskim pani Monika przebrała się za Mikołaja.
– A skąd wiesz?
– Bo spadła jej broda! To kto ma rację??
Wyszłam do kuchni, żeby pozbierać myśli. Uśmiechnęłam się na myśl o minie biednego Mikołaja w starciu z grupą przedszkolaków. Musiałam sprawdzić sama ze sobą jak się czuję z tym, że oto właśnie nadszedł ten moment, kiedy mit Mikołaja odchodzi w niebyt. Przyszło do mnie takie wspomnienie z dzieciństwa: byłam mniej więcej w wieku mojego syna. Bardzo, ale to bardzo czekałam na Mikołaja, pilnowałam drzwi, komina, wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolą i tym razem mi się nie wymknie. Mama poprosiła mnie o przyniesienie czegoś z pokoju brata. Kiedy otworzyłam drzwi ogarnął mnie potworny ziąb, zobaczyłam otwarte na oścież okno a na podłodze pod oknem pełno prezentów. Do dziś pamiętam płatki śniegu wpadające przez okno. Byłam prawdziwie zdruzgotana, że znowu mi się nie udało. Przez przynajmniej dwie doby wyrzucałam sobie, że nie przewidziałam kanału wrzutu przez okno. Postanowiłam, że za rok zaangażuję brata i inne dzieciaki i kolejnym razem Święty nam nie umknie niezauważony. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na kilka dni przed kolejnymi świętami, otworzyłam szafę mamy i moim oczom ukazał się stos prezentów. To było podwójne rozczarowanie- raz, że to dorośli organizują prezenty, dwa- straciłam rok na planowaniu czegoś, co z góry skazane było na porażkę… Najważniejsze w tej historii było to, że na pytanie „co tu jest grane?” zostałam zostawiona bez odpowiedzi. Pamiętam, że jeszcze długo wszystkie słowa rodziców cedziłam przez sito „świątecznej afery”.
Tymczasem mój syn wydawał się zupełnie nieprzejęty i mało zainteresowany tym, kim ten człowiek z brodą był w rzeczywistości.
Pierwsza myśl- wow! Współczesne dzieci są całkiem inne.
Druga- co mu powiedzieć? Coś powiedzieć muszę. Z całą pewnością nie chciałam zostawiać mojego syna bez wyjaśnień. Nie chciałam stracić jego zaufania. Jak odpowiedzieć na pytanie, kto miał rację?
Dalszą część naszej rozmowy zostawię na koniec tego artykułu, tymczasem przeanalizujmy, co tu się wydarzyło:
Asia powiedziała, że Mikołaj to ściema.
Można by to nazwać bardziej elegancko, na przykład mitem, niewinnym kłamstwem, ale faktem jest, że snując opowieści o staruszku z brodą, który co roku wsiada do swoich sań zaprzęgniętych w latające renifery i w jedną noc dostarcza prezenty wszystkim dzieciom na całym świecie to… ściema. I to grubymi nićmi szyta, bo zawsze przychodzi taki moment, kiedy dziecko zaczyna wątpić i zadawać niewygodne pytania: A jak on się mieści w kominie? A jak te wszystkie prezenty mieszczą się w tak małych saniach? A skąd on wie, że już jest pierwsza gwiazdka skoro są chmury i gwiazd nie widać?
Oczywiste jest, że relacje z dziećmi powinny być oparte na szczerości, jednak przekazanie dziecku i podtrzymywanie mitu Świętego Mikołaja jest kuszące i, w większości przypadków, niegroźne. Święta to czas magiczny i zrozumiałe jest, że chcemy magię tych Świat przekazać naszym pociechom, a Mikołaj jest nierozerwalną częścią tej magii. Jest tradycją. Dzięki Mikołajowi tworzymy rodzinne rytuały, uczymy oczekiwania, pobudzamy wyobraźnię, czarujemy wspomnienia. Jednak zdarza się, że używamy mitu Mikołaja w niewłaściwy sposób: do szantażu czy wymuszania na dziecku określonego zachowania. Zachowuj się porządnie, bo Mikołaj patrzy! Jak będziesz niegrzeczny to dostaniesz rózgę! Brzmi znajomo? Ten rodzaj komunikacji bazuje na strachu, buduje motywację zewnętrzną, uczy przekupstwa, a posłuszeństwo wynagradza podarunkami.
Kiedy dziecko zaczyna wątpić i zadaje sakramentalne pytanie o to, czy Mikołaj rzeczywiście istnieje, jest to dla nas sygnał, że jest już gotowe na poznanie prawdy. Dalsze podsycanie nieprawdy może przynieść efekt odwrotny do zamierzonego- w postaci rozczarowania i braku zaufania do słów rodziców. To wyraźny sygnał, że nasze dziecko jest już na tyle zdolnym obserwatorem otaczającego świata i na tyle „dorosłe”, że z powodzeniem udźwignie słowa Adelki.
Adelka powiedziała, że dawno umarł.
No bo umarł. Pierwowzorem uśmiechniętego, rubasznego brodacza był, żyjący w IV wieku, biskup z Miry. Kilkulatkowi wystarczy komunikat, że ten człowiek żył dawno temu, pomagał innym ludziom, był dobry, otwarty i życzliwy. Ten Mikołaj, którego dzisiaj znamy, to postać bajkowa, ale bardzo ważna, bo uczy nas umiejętności dzielenia się i sprawiania radości. W tym miejscu można skorzystać z książeczek, które opowiadają prawdziwą historię świętego Mikołaja. Można odnieść się do naszej religii. Można też opowiedzieć o siedzibie współczesnego Mikołaja w Laponii, która istnieje po to, aby podtrzymywać świąteczne tradycje, do którego dzieci z całego świata mogą pisać listy, które istnieje dla naszej przyjemności i zabawy.
A Kostek powiedział, że każdy może być Świętym Mikołajem.
Bo może. Razem zastanówcie się, co to może oznaczać. Odwołując się do dobroczynności i potrzeby dzielenia się z innymi, warto dziecku opowiedzieć, że na świecie jest wielu ludzi, którzy nie mogą pozwolić sobie na prezenty, wystawne święta, czasami nawet nie wystarcza im pieniędzy na codzienne życie. Właśnie dlatego każdy może być Świętym Mikołajem bo święta to magiczny czas dzielenia. Zaproponuj dziecku dołączenie do jakiejś lokalnej akcji charytatywnej i przygotujcie wspólnie prezent dla innego dziecka. Dzielenie się dobrem to nie tylko rzeczy materialne. To też dobre uczynki. Wspólnie możecie pojechać do schroniska i wyprowadzić psiaki na spacer albo zrobić zakupy starszej, samotnej sąsiadce. Możliwości jest wiele, ważne żeby dziecko poczuło, że dzieląc się dobrem, sprawia radość nie tylko osobie obdarowanej, ale także sobie. I koniecznie porozmawiajcie o emocjach, jakie towarzyszą pomaganiu innym.
Janek zaczął krzyczeć, że nie ma takiego słowa jak grzeczne dzieci.
„Grzeczne” dziecko to temat na oddzielny artykuł. Kiedy kilkulatek zadaje pytanie co to znaczy, że ktoś jest grzeczny lub niegrzeczny można powiedzieć mu, że niektórzy dorośli czasami używają takiego słowa, kiedy dziecko zachowuje się inaczej niż by tego chcieli. Na przykład, kiedy pani w przedszkolu mówi, że jest czas na obiad i trzeba posprzątać salę a dzieci zamiast brać się za układanie zabawek na półkach biegają, rzucają się pluszakami i w efekcie robi się jeszcze większy bałagan. Albo, kiedy mama rozmawia przez telefon a dziecko krzyczy bo chce ciastko i nie pozwala jej spokojnie załatwić sprawy. Wtedy dorośli używają określenia „niegrzeczny”. Bo chcieliby, żeby w tym momencie dziecko zaczęło sprzątać i poszło umyć ręce przed obiadem albo pobawiło się obok w ciszy i pozwoliło mamie skończyć rozmowę. I, że na dobrą sprawę, słowo „niegrzeczny” jest nie o nim a o sytuacji, która dorosłemu wymknęła się spod kontroli.
– To kto ma rację??
Wszyscy mają rację. Asia, Adelka, Kostek i Janek. I pani Monika miała rację, kiedy przebrała się za Mikołaja. Chciała sprawić, żeby nauka angielskiego była weselsza. (zdjęcie w załączeniu)
To była długa rozmowa.
Początkowe rozczarowanie mieszało się z ekscytacją, kiedy ustalaliśmy, że zrobimy jakieś małe upominki mieszkańcom pobliskiego Domu Seniora. A mi wraz z upływem kolejnych minut spadał ciężar z serca.
Na koniec usłyszałam coś, czego się nie spodziewałam.
– Dziękuję mamo, że mi powiedziałaś. Teraz już wiem, dlaczego mam na imię Mikołaj. Teraz będę pomagać innym.
Jak rozmawiać z dzieckiem o trudnych sprawach?
Maluchom często miesza się fikcja z rzeczywistością. Obalenie mitu Świętego Mikołaja jest dla kilkulatka sprawą trudną. Nagle musi zrozumieć, że coś co do tej pory było oczywistością, nie istnieje. Jest kreacją dorosłych.
To co najważniejsze- nie unikajmy tematów trudnych. To nam jest trudno. Dziecko zasługuje na wyjaśnienia. Nie odkładajmy rozmowy na „lepsze czasy”. Zbywając dziecko komunikatem „porozmawiamy o tym później” czy „jak będziesz starszy to sam się dowiesz” pokazujemy dziecku, że jego świat nie jest dla nas ważny. Słysząc takie słowa buduje w sobie przekonanie, że problemy zaprzątające jego myśli, powinno rozwiązywać samo, na własną rękę, a próba uzyskania odpowiedzi jest przyczyną kłopotów czy niezadowolenia rodziców. Podejmując rozmowę na trudne, ale ważne dla dziecka tematy, uczymy je mówienia u uczuciach, emocjach i o tym co nas boli.
Nasz przekaz, to co mówimy i w jaki sposób mówimy, powinien być dostosowany do wieku i zdolności poznawczych naszego dziecka. Inaczej będziemy rozmawiać z czterolatkiem a inaczej z uczniem wczesnych klas szkoły podstawowej. Przekazanie zbyt wielu informacji złości dziecko i tworzy konflikt komunikacyjny. Nie można też wpaść w pułapkę zbyt prostego przekazu. Wielu rodziców uważa, że ich kilkuletnie dziecko jest jeszcze za małe na poważne tematy, na pewno nie zrozumie, więc po co w ogóle zaczynać rozmowę?
Zamiast monologu przejdźmy na dialog- współpracujmy z dzieckiem, na bieżąco oceniajmy jego reakcje, słuchajmy co czuje i pytajmy czego faktycznie oczekuje. Dajmy dziecku przestrzeń na wyrażenie uczuć i spostrzeżeń. Zaopiekujmy emocje. Dajmy dziecku czas na poukładanie sobie nowych treści.
Jeśli masz do przekazania dziecku jakiś trudny komunikat i nie masz na tą rozmowę odwagi, pomysłu, przestrzeni emocjonalnej zapraszamy Cię do skorzystania z profesjonalnego wsparcia. Zasięgnij porady u pedagoga czy psychologa online. Z całą pewnością profesjonalista wesprze Cię, doda odwagi, pomoże ustalić cel takiej rozmowy i podpowie strategie, jakich warto użyć aby ta rozmowa była dla całej Waszej rodziny szczera i bezpieczna.
Odwagi!